I gotta letter from the WKU
The other day
I opened and read it
It said they were suckers!
Uderzyłem dziś do WKU, bo świstek przyszedł jakiś parę dni wcześniej, że niby w celu uzupełnienia ewidencji czy coś. Świstek oczywiście zgubiłem, ale nieważne. Przeszedłęm przez bramkę poszedłem do piątki, dałem babie książeczkę wojskową, o o Kamil Osiński, a to tak tak, kojarzę w tej drugiej stercie, to ten co ze studiów wyleciał. Na co rzekłem że gówno prawda (nieco łagodniej), sam zrezygnowałem. Ech, niby skutek ten sam, ale za to jak brzmi. No i sialalala, idzie pan do wojska. Ależ ja się uczę! A ma pan zaświadczenie? A powinienem dziś mieć? Tak dziś musi pan donieść. No chyba pani żartuje. A wyglądam jakbym żartowała? Dobra dajemy panu czas do poniedziałku. Ech, nienawidzę, bardziej niż turystów, co nie?
A i jeszcze fajniejsze jest to, że nie zaniosłem jakiegoś świstka w terminie i moja wypłata stoi pod znakiem zapytania - o hohohohohohoho. Mega wyjebanie.
W sobotę mam jakiś tam sprawdzian z matematyki, oczywiście nic nie umiem, nawet mi się w tygodniu nie chciało książki skołować, początek a już mega olewam. Ale nie chce mi się uczyć, i tak jestem przemądry, więc po co mi to? Chyba tylko po to żeby nie zmarnować sobie 9 miesięcy przez wojsko, bez kitu...
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment